jej wkrótce go ujęły i mimo uprzedzenia swego dla anielskiej, jak ją zwał, Malwiny, ładna Wanda niemało mu się podobała i znalazł ją godną być siostrą tego Anioła.
Dnie poczt były dnie najważniejsze w Krzewinie; wtedy nadzieje lub trwogi pomnażanymi zostawały podług wiadomości pomyślnych czy smutnych, które w listach prywatnych i w gazetach wyczytywano. Gościniec przez wieś przechodzący i dom pocztowy w samym Krzewinie ułatwiał najregularniejsze listów odbieranie. Trąbkę pocztową z okien pokojów Malwiny słyszeć można było i nieraz trwożliwa jej ciekawość pędziła ją ku poczcie, by pakiet listów prędzej odebrać lub dowiedzieć się, czy goniec z obozu lub przejeżdżający jaki z tamtych stron na poczcie się nie znajdował. Kiedy czasem tak się trafiło, o Boże! wieleż wtedy zapytań, wieleż słów raptownie wymówionych! gdzież już są nasi? jak daleko zaszli? czy wszyscy żyją, wszyscy zdrowi? wszak nieprzyjaciel odparty? wszak od ostatniej potyczki nie bili się jeszcze? wszak... ale na cóż mam tu powtarzać rozmowę, którą czytelnik łatwo sobie wystawi będąc Polakiem; łatwo pojmie, jak gorliwe i czułe Polki wypytywać się musiały o powodzenie ojczystego wojska, tego wojska, na którem wszystkie nadzieje spoczywały, o którego wszystkie obijały się troski!
Jednego wieczora społeczność Krzewina zebrana była w bawialnym pokoju; Malwina, jak przed rokiem na początku tej historji, szyła w krosnach przy oknie, Zdzisław w drugim kącie z ciotką grał w szachy, a Wanda przed dużym stojąc zwierciadłem, przymierzała, to sobie, to Alisi, które kwiaty najlepiej przypadły do cieniu ich włosów, biorąc je nawiasem z dużego kosza, któren ogrodnik świeżo był przyniósł.
Malwina zamyślona szyć była zaprzestała, jedwabie koło niej spoczywały, i oparłszy się o krosna, głowę na ręku spuściła i czarne oczy w otwarte wlepiwszy okno, patrzała (nie widząc może nawet) na rozległą krainę, która u nóg jej jakby umyślnie rozwiniętą była. Wtem trąbka pocztowa dała się słyszeć i odgłos ten, który się dobrze rozlegał wpośród ciszy wieczornej, wszystkie osoby, co były w pokoju, ocknął raptem. Ciotka, Wanda, Zdzisław, Alisia, wszyscy do okna Malwiny przylecieli i widząc kurz i pojazd jakiś na gościńcu jednomyślnie ułożyli, że iść trzeba na pocztę, aby się dowiedzieć, czy to nie ciekawy jaki gość tam zajechał, od którego wiadomość i z obozu
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/152
Ta strona została skorygowana.