Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

o którym szef nie wie, czy zabitym został, czy się dostał w niewolę. Ten żołnierz przystał był do piątego pułku (dokładał pułkownik) tego dnia, co z pod Warszawy wraz z całą dywizją dostali rozkazy wychodzenia na wojnę, od tego momentu powinności swoje najdokładniej odbywał, we wszystkich okolicznościach zadziwiał nadzwyczajną odwagą; bo nietylko że śmierci się nie bał, ale zdawał się życiem gardzić, szukając niebezpieczeństwa, jak inni szukają spokojności. Przytem był ludzki i miłosierny, ale z nikim się nie wdawał i jak tylko służba go nie zatrzymywała, zaraz szukał samotności i oddawał się całkiem smutkowi, którego wyraz ustawnie nosił na twarzy. Tyle tylko mogę o nim donieść (kończąc dokładał pułkownik); nie wiem, czy to jest ten sam, którego książę tak usilnie szuka; ale radbym, żeby tak było i żebyśmy obydwa odzyskać go mogli, bo to waleczny i niepospolity człowiek“.

Reszta listu księcia Melsztyńskiego, do dziada jedynie, napełniona była radością, w której serce jego opływało, myśląc, że wkrótce znajdować się będzie w Krzewinie.
W istocie samej tak był tym przyjazdem zajęty i tak tego momentu niecierpliwie żądał, że tem samem odsuwał go, bo chwili nie mając spokojnej, do zdrowia i do sił przyjść nie mógł. Nieraz w życiu te tak gwałtowne namiętności księcia Melsztyńskiego były źródłem zmartwień dla niego. Ale co przynajmniej w tem go ratowało, to, że częste te namiętności równie bywały nietrwałe, jak gwałtowne.
Zdzisław dzielił szczerze i radość i niecierpliwość wnuka swego; ale Malwina spokojną będąc względem życia księcia Melsztyńskiego i wiedząc, że tylko czasu trzeba mu było, żeby do zupełnego przyszedł zdrowia, w skrytości swego żałowała pośpiechu, z którym dała zezwolenie na jego przyjazd do Krzewina; przewidywała znowu niejedno przykre uczucie, a osobliwie stratę tej swobodnej spokojności, którą ledwo zaczęła była odzyskiwać, a która przyjazdem księcia Melsztyńskiego dla wielu przyczyn (bała się) znowu przerwaną zostanie. Przytem jednak dobre serce Malwiny napełnione było wdzięcznością dla tego walecznego rycerza, któremu książę Melsztyński życie był winien, i los nieszczęśliwy tego nieznajomego i niepospolitego jestestwa czule zajmował ją często.
Mimo tej rozmaitości w sposobie myślenia i czucia mieszkańców Krzewina, chwila nadeszła jednak, która nakoniec księcia Melsztyńskiego do niego sprowadziła, i Zdzisław po długich dniach trosków i tę-