Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

to przedsięwzięcie lepiej niż pierwsze wykonała, o czem wkrótce się przekonamy.
Dopłynąwszy do brzegu, Malwina kazała chłopakowi z łodzią czekać, a sama na ląd gdy wysiadła, ubita ścieżka wprowadziła ją pomiędzy gaiki z leszczyny; dalej, w gęściejszym cieniu drzew wyższych, zbyt byłoby już ciemno, gdyby księżyc łagodnym swym blaskiem nie był oświecił krainy. Pomiędzy gałęźmi olszyn i grabów promienie jego srebrne igrać się zdawały; i drżącem tem światłem dość długo kierowana Malwina doszła nareszcie do owej murawy zielonej otoczonej wkoło drzewami, łąką Ludomira przezwanej. Niespodziany ten widok, czułe wrażenie na jej umyśle uczynił i łatwo przełamał owe przedsięwzięcie, by się rozrzewnieniu nie poddawać. Rok cały zniknął z pamięci Malwiny, i zdało jej się, że jeszcze znajduje się w dniu imienin swoich, które Ludomir tak starannie w tem samem miejscu obchodził, w dniu, w którym sama pierwszy raz poznała, jak silnie go kocha. Śpiewania, muzyki, śpiewy wesołe wtedy tam słychać było, mnóstwo ludzi całą tę przestrzeń napełniało; teraz cichość zupełna panuje i konik polny, skacząc w trawie, czasami się tylko odzywa. Z najpiękniejszych kwiatów uploty od drzewa do drzewa zawieszone ukazywały, że ręka przyjazna te miejsca była przystroiła; dziś ani jednego kwiatu nie widać, kamień tylko z napisem przed rokiem, przez Ludomira położony, niezmiennie jak wtedy leżał; blask księżyca oświecał go zupełnie, powój dziki wkoło niego się obwijał; Malwina go odsunęła, i z rozczuleniem odczytała te wiersze przed rokiem na nim napisane:

Przyjaźń i miłość, łącząc wiernych serc daniny,
Wiły ten uplot w świeżość i wonie bogaty;
Oby tak na dni wszystkie nadobnej Malwiny
Czas, ulatając, sypał pełną dłonią kwiaty!

„Ach! rzekła Malwina, puszczając znów na kamień mnogie gałązki powoju, nie bardzo to życzenie ziściło się, i od tej chwili, gdy było wyryte, niejeden kwiat z pasma mego życia czas ulatując, zabrał już z sobą! Takim bywa los powszechny (osobliwie ku zachodowi życia), że czas ulatując, kwiaty zabiera, a ciernie natomiast zostawuje“.
„Ale, moje dziecię, zbyt jeszcze blisko zorzy życia być się zdajesz, abym mógł wierzyć, żeś już cierni jego doznała“.