Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/170

Ta strona została skorygowana.

szlachetniejszemu jestestwu życie winien, znaleźć się raptownie celem jedynie miłosierdzia, bez stanu, bez imienia, odrzuconym od społeczeństwa... będąc niewinnym i czując w sobie chęć i sposobność do działania, być odsuniętym od wszystkiego w świecie przez tę cechę niesłuszną, która gdy nie wzgardę, to upakarzającą litość tylko wzbudza, to wszystko (mówił) utworzyło drażliwe i okropne myśli, które wkorzeniając się coraz bardziej w mojem sercu, wpędziły naostatek mnie już nie w melancholją, ale w dziki i ponury smutek. Widząc, ilem tem martwił tę, która matczynym czuciem mnie kochała, chciałem, alem nie mógł, utaić jej tęsknoty mojej duszy i nareszcie wolałem się od niej oderwać, niźli smucić ją bezustanku. Ona sama, rozumiejąc, że zmiana miejsc może mnie rozerwać potrafi, usilnie na tę podróż namawiała, i blisko teraz półtora roku mija, gdy pierwszy raz, rzucając siedlisko, gdziem w dzieciństwie przytulenie, a w opuszczeniu podporę był znalazł i przyjaźń, bez celu i nadziei w świat się puściłem. Co w przeciągu czasu od tej pory mi się wydarzyło, gdy już nie mnie jednego tyczy się, ale i o innych osobach mówićbym musiał, daruj (rzekł) mój przyjacielu, że o tem zamilknę; tyle tylko dołożę, że tej wiosny, za wybuchnieniem wojny zbieg okoliczności i chwila jedna (chwila najokropniejsza z całego mego życia) popchnęły mnie jakby mimowolnie do przystania za prostego żołnierza w naszem wojsku do 5 pułku ułanów. W tym pułku całą odbyłem kampanją. Nie dbając o życie niewiele mam zalety, jeślim się bił walecznie; trudy i niebezpieczeństwa ulgę jakąś zdawały się przynosić moim niepokojom, a myśl, że krew przynajmniej wraz z drugimi za Ojczyznę wylewać mi wolno, duszy mojej dogadzała. Wtedy w zbyt może nierozważnem, ale Bóg jeden wie, jeśli nie w szlachetnem uniesieniu, zapędziłem się za kozakami w małej nadto liczbie; Opatrzność zrządziła, żem mógł wypełnić przecie zamiar, co mnie do tego był przyprowadził; i tam znalazłbym był koniec wszystkim moim cierpieniom, gdyby twoja litość i starania nie były mnie raz jeszcze do życia przywróciły. — Tak zakończył o sobie mówić młody mój przyjaciel i w zwykłe znowu wpadł zamyślenie.
„Łatwo pojmiesz (dalej rzekł zakonnik do Malwiny), że po tem prostem i szczerem opisaniu uczuć swoich bardziej mnie jeszcze ku sobie zniewolił; rozrzewniał mnie stan jego opuszczony i przymioty jego (które w dziennem pożyciu najlepiej postrzec się dają) tak mi go drogim uczyniły, że gdy przyszło z nim się rozstawać, nie mogłem na