w jednym momencie obiec (i niejako na nowo odzyskać) wszystkie miejsca, które tylokrotnie z Malwiną obchodził. Wzrok swój chciwie napawał rozlicznemi widokami, na które w tej wdzięcznej krainie tylokrotnie razem patrzali; wszędy jej postać anielska mu się wyobrażała, wszędy głos jej łagodny słyszeć mu się zdawało, wszędy ją czuł, wszędy ją widział, od nieba, od natury całej odzyskania jej wymagał, i czując potęgę i najwyższy kres miłości: „Ach, nadto już ją kocham (rzekł w uniesieniu), abym twardych nawet nie ubłagał losów! żelazne ich prawa przełamać potrafi miłość moja, takowa miłość wszystko zwyciężyć powinna“.
Już bliższy domu, okna pokojów Malwiny mógł rozeznać Ludomir; furtka od kwiecistej zagrody była otwartą, wszedł do oddzielnego jej ogrodu. Ten ogród, jak wiemy, z jednej strony różanym płotem od reszty krainy był oddzielony, a z drugiej zielonym wałem strzeżony od Wisły. Wszystkie te lube przedmioty drogiemi są znajomościami Ludomira. Ale widok wału osobliwie, gdzie przed rokiem o tej samej niemal godzinie, ostatni raz sam na sam rozmawiał z Malwiną, najbardziej go rozrzewnił... Biegnie ku ławce, którą kasztan stuletni rozłożystym swym cieniem okrywa; tam wyznał kochance pierwszy i ostatni raz nieszczęśliwą miłość swoją; tam pierwsze i ostatnie słowo miłości z ust kochanki usłyszał; tam zgłodniałe serce pragnie napoić temi unoszącemi wspomnieniami, albo też w gwałtownem tłoku uczuć spotkać nareszcie i koniec wszystkich utrapień... Leci Ludomir..., serce jego bijąc gwałtownie zdaje się z mężnych chcieć piersi się wyrwać, dobiega do ławki — o Boże! o nieba! o wszystkie w przyrodzeniu szczęśliwości! Malwina!... istotnie Malwinę samą ujrzał Ludomir i z głębi duszy: Nieba litościwe, któreście pozwoliły, bym ją ujrzał raz jeszcze, już i w waszej nawet mocy nie jest teraz mię od niej oderwać! Padł przed nią na kolana, wszystko prócz niej zapomniał na świecie. Miłość zapamiętała zdawała się przez wzrok jego do niej się przedzierać; w mowie obłąkanej taż miłość tak długo przytłumiona i dusza najgorętszemi miotana namiętnościami mimowolnie i bez ładu się wynurzały. „Malwino, mówił, ulubiona, ubóstwiona Malwino, nikt cię tak nie kochał, jak ja — dla ciebie jednej żyć pragnę na świecie, dla ciebiem śmierci w krwawej szukał wojnie, tyś godziny moje, dni, życie, serce napełniała. — Postać twoja anielska towarzyszyła chwilom moim samotnym. Malwino! nadto ciebie już kocham, abyś dla mnie zmienną, nieczułą, okrutną
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/184
Ta strona została skorygowana.