na tém, że od Łomnicy rozpoczniemy nasze wycieczki. Przybraliśmy dla towarzystwa słynnego węgierskiego przewodnika, Janusza, który już 111 razy był na Łomnicy, a z nami miał być tamże po raz sto dwunasty. Janusz, spółzawodnik Wali, mniéj atoli od tegoż z całemi Tatrami obeznany, pewny zaś przewodnik po węgierskiéj części pasma tatrzańskiego, Słowak rodem, mówi biegle po słowacku i po węgiersku. Jest on średniego wieku, sążnistego wzrostu, o szerokich barkach, świadczących o niezwyczajnéj jego sile; oczy niebieskie, w szeroko rozwartych powiekach szybko poruszające się pod gęstemi brwiami, przyczyniają się wielce do mimiki wybitnéj, nieco ściągławéj twarzy, o madziarsko wykręconym wąsie. W króciutkim dołmanie o długich rękawach, zarzuconym niedbale przez barki, a mosiężną sprzączką spiętym pod szyją, w kłobuku o szeroko zatoczonym brzegu i w obcisłych wyszywanych spodniach, z wałaszką w ręku, wyglądał junacko i bardzo malowniczo. Zgodziwszy się z nim co do płacy, poleciliśmy Januszowi, by nazajutrz ze świtem wyruszył z nami na Łomnicę.
Noc przed owym dniem szybko przeminęła. Wschodzące słońce zastało nas już na nogach, a niebo zdawało się zapowiadać pogodę. Odjeżdżający p. Z. przyszedł nas jeszcze raz pożegnać, a i my po krótkiém śniadaniu corychléj opuściliśmy miły Szmeks, pogrążony jeszcze w sennych marzeniach.
Strona:Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu/19
Ta strona została przepisana.