Strona:Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu/31

Ta strona została przepisana.

i nader wązkie zaczepy. Przepaść, wzrastająca wprawdzie u dołu z każdym krokiem, nie zdoła tak łatwo sprawić zawrotu głowy, bo doskonale widać progi kędy się przechodziło, wyjąwszy wrodzone usposobienie do takiego zawrotu, co już samo przez się nie dozwala na znaczniejsze wspinać się wierchy. Nadzwyczajna twardość i wytrzymałość perłowo-szarego granitu, składającego tę olbrzymią wieżę, należy równie do najbardziéj sprzyjających okoliczności. Każdy bowiem, chociażby i najcieńszy wystający kawałek skały, którego ręką się ima, na którym nogą się oprzéć można, staje się niezawodną i pewną przystanią.“ A daléj: „Słowem każdy, jeśli tylko jest zdrów i krzepki, może się bez wahania odważyć na tę wycieczkę. Kto zatem jako tako włada swemi członkami i mięśniami i widocznemi nie ustrasza się niebezpieczeństwy, bo tylko takie się tu znajdują, ani téż szalonéj daje się porywać odwadze lub obawie, co fizycznie obezwładnia, taki śmiało może się wspinać na Łomnicę.“
Za zręcznym przewodnikiem pnę się na czworaku; silnie obiema rękami chwytam się wystających skałek granitu i całego siebie im powierzam, ufny w ich wytrzymałość. Lecz biada, gdyby się zdradnie oderwały, wtedybym runął w otchłań co śmiercią podemną zieje. Wszakże ta myśl trwożna szybko przemknęła, skorom się po kilku krokach uczuł bezpieczniejszym. Dziwne uczucie wesołości, z małą domieszką lekkiéj trwogi, zagrało w mych piersiach i przysparzało mi coraz więcéj zimnéj odwagi. Zresztą trudno tu było rozważać istotność lub nieistotność zagrażającego niebezpieczeństwa; dość na tém, że czas naglił, a cała czynność duszy bezpośrednio w dwóch tylko kojarzyła się zmysłach, we wzroku i czuciu. Przewodnik podnosi nogę, doświadczając mocy drugiego zaczepu, a ja, oparłszy się piersiami o szorstki granit, trzymam się jedną ręką najpewniejszego miejsca, a drugą jużem gotów jąć się następnéj skałki. Idący pod nami w tenże sam sposób chwytają się od poprzednika opuszczonych wysterek twardego granitu; nogi jednego zwisają chwilę nad głową drugiego, i znowu, mimowoli drgając, w upatrzone pewne wstępują miejsca. Tak pięliśmy się wyżéj