Strona:Marian Bartynowski - Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce.pdf/25

Ta strona została przepisana.

chłopi sobie tłómaczą, że życzenie to niekoniecznie do długiego ściąga się życia, ale i do urodzajów tegorocznych; inni nakoniec powiadają, że „Dosiego roku“ znaczy tyle, co do psiego, t. j. żebyśmy znowu doczekali téj chwili, kiedyby nieprzyjaciele nasi, podobnie, jak za Bolesława Krzywoustego, na Psiém pola pobici zostali. Oczywiście, to ostatnie zdanie trzeba raczéj uważać za wyskok dobrego humoru interpretatorów, ale nigdy za twierdzenie, o jakiejś, choćby najmniejszéj, wartości naukowéj. Najbardziéj zbliżoną do prawdy, jeżeli nie zupełnie prawdziwą, jest hipoteza prof. Łepkowskiego.[1] Otóż powiada on, że w Wielkopolsce, w okolicy Gołańczy, szukał raz chaty, zamieszkiwanej przez najstarszego w okolicy człowieka. Pomimo, iż ten nazywał się Marchwicz, nie nazywano go inaczej, jak Dodek, a żonę jego, także w bardzo podeszłym wieku, Dodką, Dośkową, Dośką. Późniéj, w okolicy Torunia, spotkał się autor z podobnym Dodkiem i Dośką, — byli to również najstarsi we wsi ludzie. Po długiem badaniu, doszedł on do tego, że Dodkiem nazywają bardzo starego człowieka, a żonę jego, jeźli jest równie podeszła wiekiem, Dodkową, Dodką, lub Dośką. Z tego wynika, że „Dosiego roku“, znaczy tyle, co pradziadowskich, matuzalowych lat.

Z opłatków kolorowych lepią światy i kołyski, które się zawiészają u sufitu w sali jadalnéj. W rogach téj sali na wsi, stawiają snopy ze zbożem i słomą prostą, stół pod obrusem, zaścielają

  1. Cf. Przegląd krakowskich tradycyj i t. d. str. 37 i nast.