Strona:Marian Bartynowski - Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce.pdf/31

Ta strona została przepisana.

płanów; wiadomo bowiem, iż mniej więcej w końcu grudnia, składano Dyjonizosowi (Bachusowi) ofiary, czcząc w nim i witając wracającą obfitość przyrody. W takim razie Kościół nie mniéj i nie więcéj tylko kontynuowałby sam dawne zwyczaje religii pogańskiéj i obowiązek ich pełnienia na swe sługi wkładał, na co niepodobna się zgodzić. P. Ulanowska ogranicza się do mitologii słowiańskiéj, ale też i na niéj poprzestajej; stąd hipoteza jéj, nierównie więcéj zbliżona do prawdy, od innych hipotez, w tym obozie powstałych, nie jest zupełną. Opisawszy bowiem oddanie drzewka dzieciom, rozpromienionym radością, dodaje:
„I długo płonęły świeczki, choinki, jakby czyniąc zadość zabłąkanemu w niéj prastaremu obrzędowi, z którego brała początek, bo oto w mgle dalekiej wieków zamierzchłych unosił się obraz, mający z nią bezpośredni związek. Widać było słowiańskie ognisko domowe, przystrojone świątecznie zielenią, a w drzwiach otwartych na oścież stali w oczekiwaniu członkowie rodziny, trzymając w ręku pochodnie. Była to bowiem wielka i uroczysta chwila, gdzie święcono przesilenie zimowe, przypadające jednocześnie z naszą wiliją dzisiejszą. Był to przeddzień odrodzenia się słońca, które, zakończywszy zwycięsko walkę z wrogiemi sobie potęgami ciemności jesiennéj, szło się orzeźwić w kąpieli, przygotowanej mu przez matkę jego Jutrzenkę, aby nazajutrz, w nowym blasku, nową rozpocząć wędrówkę i cały świat wskrzesić do życia. Więc téż w dniu tak radośnym, składał człowiek ofiarę bogom, na ognisku domowém. I oto tam w mroku, od bramy podwórza, szedł sędziwy