Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.



. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przerwałem sobie wczoraj pisanie, bo Szlarkiewiczowa już późno wieczorem przysłała po mnie stróżkę, z prośbą, żebym koniecznie zaglądnął do nich choć na chwilę.
Stróżka mi nie umiała nic powiedzieć o co chodzi, więc poszedłem zaraz zaniepokojony, czy się nie pogorszyło. Rano przecież byłem u naszego Józika i nie zauważyłem nic, coby mogło obawę wzbudzić.
W mieście zaczęła się influenza pokazywać; mam już dwóch nowych pacyentów, ale także sama