Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

chciała. — Ach, mój Boże, mój Boże!... ale niech pan będzie łaskaw wybaczyć, cóż... ja nie mam nikogo na świecie!... jego jednego i Pana Boga, a z dobrych ludzi tylko pana konsyliarza teraz. Bardzo, bardzo przepraszam... Niech się pan matce nie dziwi, że się boi. Cóżbym to za matka była?...
Usiadłem sobie przy łóżku, aby jej otuchy więcej dodać i skierowałem rozmowę na inny temat.
Mam już taką głupią naturę, że mnie ludzkie pochwały i podziękowania wstydzą. Wielka rzecz, że pilnuję moich pacyentów!... przecież to obowiązek. Płacą mi zresztą za to.
Że taka Szlarkiewiczowa nic nie daje, bo nie ma, a gdyby na-