Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

to może sobie kupię Guarneriego albo Stradivariusa, czemu nie?... Tylko niech wezmę nagrodę i patent!... Ale czy ja tam wezmę kiedy! — westchnął ze smutkiem. — To tylko we śnie tak bywa, prawda mamo?...
— A mnie tam nie było na popisie? — spytałem go żartem.
Musiałem się roześmiać z jego zakłopotanej minki, z jaką się popatrzył na mnie i jakby ze wstydem odpowiedział:
— Wie pan, że sobie nie przypominam... Zdaje się, że pana konsyliarza nie widziałem.
Mówił to takim tonem, jak gdyby mnie chciał przeprosić, iż we śnie, w najbardziej uroczystej chwili, nie zauważył swojego doktora, który się nim na jawie