Ta strona została uwierzytelniona.
opiekował i z choroby go leczył.
— Ale na prawdziwy popis to pan przyjdzie?... — dodał zaraz z ożywieniem — musi pan przyjść, prawda?... Ja będę dobrze grał, zobaczy pan!...
Wyszedłem od nich już po jedenastej i tak mi jakoś było i smutno, i wesoło, i kontent byłem z mego małego pacyenta, że się choroba przesiliła i niebezpieczeństwo minęło, i żal mi się robiło na wspomnienie tych dwojga biedaków.
Bo, doprawdy, co z nimi będzie?... bieda im dokuczać chyba nigdy nie przestanie, a bieda to towarzyszka w życiu bardzo niebezpieczna: pęta człowiekowi nogi i każe mu się potykać co krok,