Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

Banasiowa mi potem opowiedziała, że zażądał od niej, aby mu się koniecznie postarała o jaką książkę do modlenia, więc ją pożyczyła od szewca, który obok mieszkał.
Z tej pożyczonej książki czytał przygotowanie do spowiedzi.
Okulary miał na nosie, a lichtarz sam sobie przytrzymywał. Banasiowa drzemała w alkierzyku, z różańcem w ręku.
— Nie przeszkadzaj mi — mruknął i dał do zrozumienia, abym go pozostawił dziś w spokoju.
Zbudziłem babę i dawszy kilka poleceń, wyszedłem, nie rozmawiając z chorym, który »wybierał się w drogę« już na seryo i ostatecznie.