Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

pogorszyło. Sama odejść się bała, aby nie skończył w jej nieobecności.
Rzuciłem wszystko i poszedłem: całą noc przy nim spędziłem. Umarł na moich rękach...
Niech się trochę uspokoję i wypocznę, to sobie te ostatnie chwile jego spiszę, nie tyle dla siebie, ile dla Józia Szlarkiewicza, który powinien je znać i pamiętać do końca życia o swoim dobrodzieju...