Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.



. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tydzień już minął od pogrzebu Gierdy, a ciągle mi się zdaje, że nie umarł i że wieczorem potrzebowałbym tylko pójść do niego, aby go zastać siedzącego jeszcze w fotelu i czekającego na śmierć swoją tak spokojnie, jak na zwykłego gościa.
Zapisał mi się w pamięci, jak Szlarkiewiczowej w sercu, która teraz tylko z błogosławieństwem na ustach wspomina jego nazwisko i modli się codzień za jego duszę.