Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

sześćdziesięcioletni, prawie zupełnie siwy, tęgiej tuszy, z dużą kudłatą głową, z brodą kłaczastą, z brwiami krzaczystemi, z twarzą pomiętą i zarosłą, wyrazem ponurej melancholii nacechowaną.
Chyba Samson albo Goliat w późnej starości mógłby tak wyglądać.
Podniósł zwolna swoje grube, obrzmiałe powieki i przypatrywał mi się czas jakiś uważnie, w milczeniu, potem spytał:
— Pan naprawdę doktor?...
— Skądże ta wątpliwość?
— Może pan dopiero student medycyny?
Widziałem, że moja fizyognomia budzi w nim takie wątpliwości.
Wskazał mi ręką krzesło i poprawił się, stękając.
— Proszę się nie obrażać — za-