Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Pokiwał głową i westchnął.
— Najmędrszą książką jest samo życie — szepnął — tylko trzeba umieć w niej czytać, bo hieroglifami pisana.
Rozmawiał dzisiaj ze mną już tak, jak gdybyśmy się znali od roku.
Wtrąciłem coś o Szlarkiewiczowej i jej chorym Józiu, bo mnie pytał, czy dużo mam pacyentów; słuchał z takiem zajęciem, jakby go to więcej obchodziło od jego własnej choroby, i zdawało mi się, że mu ten ponury wyraz na twarzy rozpływał się w jakiś łagodny cień smutku i współczucia.
Niema w nim ani śladu tego samolubstwa i obojętności na cierpienie cudze, jaką mają ludzie