Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

w tych ostatnich chwilach, to się jej wywdzięczy z pewnością po swojej śmierci.
— Cobym nie miała pilnować! — obruszyła się na mnie — choćby mi ta i nic nie ostawił, to przecież chrześcijański jest człowiek i należy mu się opieka w takiej chorobie. Ale zawsze lepiejby było, aby się po nim to nie zmarnowało i żydy miały zabrać za bele co.
Wszedłem do pokoju, bo jak na pierwszy raz za długo trochę trwała ta rozmowa i musiała wyczerpywać chorego; zastałem go jednak o wiele lepiej, niż przypuszczałem.
Lewoński siedział przy nim z oczyma zaczerwienionemi i trzymał go za rękę; musiało się tu