Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

i rozwijał, a końca nie było widać. Podtrzymując ręką, żeby materiał nie upadł na ziemię, pytał krawcowej, czy to aby wystarczy. A kiedy mu odpowiedziała, nie zapytał już ani jej, ani ich, czy im się podoba to, co kupił; a żadna z nich nie dziwiła się temu, wiedziały wszystkie, że nie dopuścił sobie nawet do głowy, że którejś z nich mogłoby się nie podobać coś, co on kupił, co wybierał długo i wziął najlepsze z tego, co widział, co w najgorszym razie — za najlepsze mu się wydało, za co w dodatku zapłacił nielekki grosz. Nie o tym myślały, bo zresztą wielkie róże podobały się im wszystkim, a pewnie także matce, która przez kuchenne okno kukała lękliwie i może zazdrośnie, jeśli mogła mieć w sobie jeszcze jaką zazdrość; myślały, dlaczego on to kupił i dlaczego kupił coś takiego ładnego, na pewno drogiego; więc rozmyślały wszystkie trzy, a pewnie także i matka, czego chciał, że kupił, bo nigdy nie kupował.
On zaś zwinął wszystek towar i złożywszy sobie na kolanach, powiedział, że suknie, wszystkie trzy, muszą być gotowe na środę; a potem, siedząc tak jeszcze, ciągnąc do ostatka dym z wiśniowej, na wpół spalonej i przeżartej tytoniem lufki, zaczął krawcowej mówić, jak mają być uszyte te suknie: a właściwie jedna tylko suknia, bo wszystkie miały być uszyte tak samo.
Krawcowa kiwała głową, a one nie dziwiły się, bo wiedziały, że jest tylko dwoje ludzi, którzy wszystko wiedzą i których wszyscy słuchają, choć są sobie przeciwni aż do rozbicia głów na drzazgi: on i babusia Roguźna. Przykucnąwszy na ganku, dłońmi podparłszy brody, słuchały i próbowały sobie wyobrazić, jak będą wyglądały te suknie. Opisywał dokładnie każde byle co i doprawdy mogłyby się zastanowić, skąd on tak dobrze wie, jak powinna wyglądać suknia, i to nie taka zwykła suknia, tylko taka,