Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

dudnieniem gnatka do rąbania drzewa, też był niepojęty, nie z tego, co robi, ale dlaczego to robi.
Drzwi szopy otwarły się, stał w nich, trzymał koguta, trzepoczącego się jeszcze, sikającego krwią, za nogi, za nim był gnatek, czerwony, z wpiętą w niego siekierą, czerwoną.
Skubały tego koguta wszystkie trzy nad wielką miednicą, potem opalały go w spirytusie, a on ciągle stał nad nimi i patrzył.
— Zrób klusek na parze — powiedział do matki, a ta obejrzała się na niego, one trzy też się obejrzały i na chwilę przestały zajmować się kogutem, że aż przypalił się i swąd poszedł po izbie. Wybierały wnętrzności, powoli, żeby żółć się nie rozlała i mięso nie zgorzkniało, płatały go na części.
Patrzył na zegar, powiedział:
— Nie możecie szybciej?
Jak już wyjęły żółć, robiły szybko, wrzuciły wreszcie mięso do garnka. Ojciec ciągle chodził po izbie i patrzył na zegar. Aż powiedział:
— Ubierzcie się.
Tyle powiedział, ale już wiedziały, w co mają się ubrać. Poleciały do drugiej izby, wyciągnęły z szafy te nowe piękne suknie, szybko je wdziały, wróciły do kuchni. Patrzył na nie.
— Dobrze! — powiedział.
Chciały wyjść na dwór, ale nie dał:
— Pobrudzicie się jeszcze.
Chodziły po izbie powoli, ostrożnie, tak, żeby jak najmniej było znać, że chodzą, żeby go tym chodzeniem nie drażnić i nie zmusić do powiedzenia czegoś, czego lepiej, żeby nie mówił. Chodziły cicho i patrzyły na siebie. Trwało to długo, chodzenie, zmęczyły się i wtedy Łucy przyszło na myśl, jak będzie wyglądała w tej sukni siedząc; bo jeszcze w niej nie siedziała. Przysiadła na ławie, tamte zobaczyły,