Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

zimno. Im też było zimno, ale stali i gadali, jak to Psiarki piątą klasą po rowie przyturnują. Później i taka mowa nie szła, więc już tylko stali i nic nie gadali, pomału zbierali się do domów. Wtedy Eśku Rzun zauważył, że jakiś samochód jedzie szosą. Nie było go jeszcze widać, tylko z daleka biło światło. Potem samochód wyskoczył zza zakrętu i całą szosę i wieś zalał blaskiem.
— Jeszcze jeden za nim — mruknął Eśku. Miał dobre oko do samochodów. Oba samochody dojechały do krzyżówki i przystanęły przygaszając światła.
— No, patrzcie — mruknął Benek Pasota. Wszyscy polecieli ku samochodom.
— Pewnie jakieś zabłądzili, o drogę będą pytać — powiedział jeszcze Zygma Stołbiński.
Ale kiedy dobiegli, drzwi pierwszego samochodu otworzyły się i wyszedł najmłodszy z Psiarkowych chłopaków, Włodek. Zatoczył się, oparł się o karoserię.
— He, he! — zaśmiał się z uznaniem Eśku Rzun.
Patrzyli teraz, jak wychodzą inni Psiarkowie, Wacek, Kaziu, Franek i Rochu, a na koniec sam stary.
— Jak się macie, Psiarki — dopiero teraz odezwał się Zygma Stołbiński. Wyglądał na mocno złego.
Stary zrobił chwiejny krok w jego stronę, próbował zdjąć kapelusz, nasadzony tak, że ledwo mu uszy było widać. Nie udało mu się jedną ręką, poradził sobie dopiero obiema. Machnął kapeluszem i powiedział:
— Tam tego... co ja niby chciałem... Psarski od dzisia, powiadam ci, żebyś wiedział: Psarski.
Stołbiński nie pojął:
— Co mówicie?
— Na sądzie żeśmy byli, mózguj sobie — powie-