Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

jak on przestał mówić, tamten człowiek, to on jeszcze go słuchał. A potem poszedł do domu i ja żem poszła z nim. A rano, kiedy żem się obudziła, to Pawlusia już nie było. Szukałam go wszędzie. Nie ma go. Pomóżcie, ludzie...
Zamilkła, a nikt nie odpowiedział ani słowem. Tylko Majuja, który cały czas stał obok krzesła Pawluśki, powiedział:
— Posłał człowieka do kryminału... Jakie jego prawo?
Kobieta zaszlochała.
— Wyścigać takiego ze wsi — przez zaciśnięte zęby powiedział Majuja.
Wszyscy na niego patrzyli i nikt nic nie mówił, nawet zezowata Andzia, śmieszka. Długo tak trwało; aż zagadała, postukując palcami w sito od pierza, stara Tobiśka:
— To godos, Pawluśka, że kocięta mo, mo? Patrzcie no, patrzcie no! Mówię ja wam, ludzie, to nie jest zły chłop, to jest dobry chłop, taki jak ksiądz dobry abo i lepszy. Stoję ja przed kościołem, po roratach stoję, ludziska z kościoła się wysypują, każdemu kocięta raję, nikt nie chce, nikt a nikt. To ja na szosę idę, przecie kto musi przyjść, kocięta wziąć, pedziałach sobie, musi, żal stworzeniu boskiemu kamień do szyi przywiązać i do sadzawki wepchnąć, strach. A ja, stara kobieta, ja na wycugu u młodych, sama ich nie wyżywię, ani mi się śni, nie wyżywię. To ja stoję i stoję, ludziska idą, różne takie ludziska, a nikt nie chce, sam ten Majuja idzie, nie chce, po co, powiada, mu kocięta.
To ja stoję i stoję, i już sobie mówię, trzeba będzie chyba tak, jak ludzie mówią, kamień do szyi im przywiązać i do strugi wciepnąć abo do sadzawki, takie widać ich przeznaczenie, tych kociąt, od samego Pana Boga. Ale stoję, myślę, ten istny może przyj-