Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

musiał być taki znów kulawy, jak mógł za taki fach się wziąć. A czyś, za przeproszeniem, widział pogańskiego choćby boga, co by szewcem był? Ludziom dziurawe kapcie łatał? Tego w bajkach nawet nie ma... Czy ty nie widzisz — ja mu dalej mówię — jak moje ciało, twoje ciało w proch się rozpada, krew z godziny na godzinę blednieje i popieleje? Czy nie widzisz, jak w człowieku wszystko jest z osobna, z części i kawałków wszystko? Wczoraj bolał mnie brzuch — ja mu przykład daję — i wtedy zobaczyłem, jak to jest, jak on, ten brzuch, czymś odrębnym ode mnie jest, swojego chce, przeciwko mnie się buntuje... Czy ty tego nie widzisz, człowieku! Jutro tak samo każda cząstka mnie wolności będzie chciała i wtedy w proch i w pył się rozsypię... co wtedy zostanie z mojej boskości, mojego człowieczeństwa? Ty to przecież widzisz, przecież wiesz, to czemu mówisz, jak mówisz”. Tak ja mu mówię, a on siedzi, uśmiecha się, a ja do niego raz jeszcze: „człowieku, pytam ci się przecież, odpowiedz”. To on mówi: „Ty przecież wiersze piszesz... To czemu myślisz, że tyle tylko z ciebie zostanie, garstka popiołu? A jeśli tak nawet się stanie...”
— Nam tu jego wymysłów nie powtarzaj! — krzyczał Majuja — Nam one niepotrzebne... Siadaj! — krzyknął i pchnął z powrotem szewca pod piec. Tata gadał jeszcze coś, ale nikt już go nie słuchał, choć wszyscy jeszcze długą chwilę milczeli. Potem odezwał się Frącek Wójcików:
— Ja tam tyla powiem, co wiem — zamruczał. — Ja woziłem starego Kuśmierza do miasta, jak uparł się jechać, kiedy to jego kobieta umarła. Mónia Torbów chciała Kuśmierzce wziąć suknie do trumny i nic nie chciała staremu powiedzieć, bo to on zawsze gadał, że jak kobieta mu umrze, to on też się powiesi. Ale Kuśmierz Mónce ocyganić się nie dał, sam je-