rączką błogosławi was i przynosi odkupienie i zmazanie najsroższych grzechów i przewin.
Zamilkł; kobiety pociągały nosami, bo pięknie mówił do samego serca.
— Bracia moi! Siostry moje w Panu — podjął znów głosem wielkim. — Jedna jest przed wami droga: droga pokory i skruchy, serdecznego żałowania za grzechy wasze: a On wam przebaczy...
— Kłamiesz! — krzyknął naraz jakiś wysoki głos. — Kłamiesz!
Nastała cisza wielka; ogromne zdumienie odjęło mowę wszystkim.
— Bracia moi! — niepewnie powtórzył kaznodzieja; ale w tej chwili, w ciszy niesamowitej, zagrzmiał nagle bęben, załomotał ciężko i przytłaczająco, stłamsił wszystko, przygniótł rykiem ciężkim, zapowiadającym, zwiastującym. Zawibrowała trąbka, ostro, podrywająco, bęben przyśpieszał, huczał już tylko jednym szybkim, powtarzającym się dźwiękiem.
Dziekan stał z podniesionymi rękoma; uniósł je, gdy usłyszał tamte słowa. Zakrzyczała jakaś kobieta; ale bęben, grzmiący szaleńczo już, opętańczo, przytłumił jej głos. Aż nagle ścichło wszystko: kobieta, przerażona nagłą ciszą, przestała krzyczeć. Wszyscy w osłupieniu patrzyli w stronę chóru, gdzie stał młody muzykant, oparty o balustradę.
— Słuchajcie mnie — powiedział cicho; w kościele cisza była najwyższa. — Słuchajcie mnie. Przyszedłem tu, gdzie jesteście wszyscy, by powiedzieć wam prawdę. Oto kapłan wasz mówi: Chrystus nam się narodził. A ja powiadam wam: czas, byście narodzili się wy sami. Czas, byście powiedzieli sobie to, co jest prawdą jedyną: nie ma innego Boga prócz tego, który jest w was. Wzywam was: obudźcie się. Wzywam was: spójrzcie na siebie i uświadomcie
Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.