Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

I rzeczywiście tak powiedziała.
— Już, już — mruknąłem, wyjąłem nogę z miednicy i począłem wycierać.
Ale odezwał się tata:
— A druga noga?
— Też już — powiedziałem. Tata tak na mnie popatrzył, że choć było ciemno, wszystko zobaczyłem i czym prędzej wsunąłem i drugą nogę do miednicy. Szczypało tak, że nie mogłem, wyjąłem nogę i potem znów włożyłem ostrożnie, tak, żeby woda nie rozpryskiwała się i nie szczypało jeszcze bardziej. Zrobiło mi się gorąco, wparłem się plecami w ścianę, siedziałem sobie spokojnie, noga już przestała mnie boleć i robiło mi się coraz lepiej, aż nagle pojawił się Mikuś i zaczął kroić chleb swoim poszczerbionym klupkiem, krzyknąłem i obudziłem się. Było rano i mama stała nad moim łóżkiem, i szarpała mnie za nogę. Całkiem nie wiedziałem, jak to się stało, że z wieczora zrobiło się rano, a z miednicy łóżko. Wstałem prędko i poszedłem do kuchni, tata już tu jadł zacierkę.
— No dalej, dalej! — krzyknął na mnie. — Jak długo jeszcze chcesz się grzebać?
Oparzyłem się gorącym mlekiem i powiedziałem mamie, że chleb wezmę ze sobą i zjem potem.
Rano jeszcze było. Zapytałem taty, czy na smętarzu już duchów nie ma.
— Przecież słońce już wstało — powiedział tata.
Słońce było już całkiem nisko nad ziemią i rzucało wielkie, siwe od rosy cienie na ścierniska. Marzły mi trochę nogi, podskakiwałem, ale tak, żeby tata nie zauważył, bo wtedy odesłałby mnie z powrotem do domu po buty; a mama z pewnością kazałaby włożyć jeszcze pończochy. Swoją drogą nogi marzły mi jak choroba, pomyślałem sobie, że mogę przecież pobiec i ruszyłem przed tatą ku smętarzowi. Chciałem