Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

Naprzeciw im z ujadaniem skoczyła suka: nie zważali na nią. Zamknęli dokładnie furtkę i szli ku obórce, wokół której biegał pies. Suka plątała im się pod nogami, szczekała. Była mała, łaciata jak szmaciana piłka, nie zważali na nią. Przystanęli przy szopie, mały poświecił zapałką. Wybrali trzy krótkie, dobrze uchwytne szczapy.
— Idiom — zarządził mały.
Pies przedostał się w opłotki, usiłował prześliznąć się pod sztachetami furtki. Powoli szli w tamtą stronę, nie chcieli go płoszyć. Poszczekiwał urywanie, lękliwie. Gdy byli już blisko, ujrzeli jego ślepia błyszczące z przerażenia.
— No — rzekł ten z papierosami.
— Ja pierwszy — mruknął Cwerg.
Za nimi chrypiała suka, była mała, nie mogła nikomu nic zrobić, nie zważali na nią.
Mały zamachnął się. Pies poderwał się nagle, zawył rozpaczliwie. Cwerg rąbnął go w krzyż; pies wył głosem napiętym i cienkim. Poderwał się znów, skoczył małemu do oczu. Ale Cwerg uważał, odskoczył, łupnął psa jeszcze raz po łbie. Pies opadł na ziemię, poderwał się jeszcze raz niemrawo, upadł, rzężąc.
Doskoczyli tamci.
— Psiakrew! — pisnął mały i zamachnął się polanem do tyłu. Suka pisnęła i odskoczyła. — Ty, psiakrew! Ty cholero! — ryczał, chwytając się za nogę. Spodnie były rozdarte i okrwawione.
Pies przestał już jęczeć; tamci ciągle jeszcze walili w niego jak w mocno nabitą pierzynę.
— Ustańcie, do nędznej... — syknął mały. Usłuchali. Cwerg stękając ruszył ku chałupie, zastukał w okno.
— Po robocie — krzyknął. — Tylko litra to was kosztuje, ten wasz kundel całą nogawicę mi rozjapał.