— Co ja mogę, żeś dupa — rzekł Ignac. Wystawił butelkę i zatrzasnął okno. Przeklinali głośno, ale w środku nikt się nie ruszał, więc odeszli.
Siedli na skraju rowu. Mały stuknął dłonią w dno butelki; korek wyskoczył, chlupnęło trochę wódki.
— Co wyprawiasz? — wrzasnął ten z papierosami.
— Mogłem wiedzieć, że korek ledwie siedzi? Pewnie Ignac wody dolał.
— Zęby wytrzasnę, jak Boga! — pogroził ten z papierosami. Mały uspokoił go:
— Swoje ma! — rzekł pociągnąwszy.
Leżeli i pili krótkimi łykami.
Nagle usłyszeli wycie, krótkie, żałobne.
— Suka.
— Wierna, cholera.
— Jak to suka.
— E...
Wycie trwało długo. Doszły ich klątwy Ignaca.
— Tera ta nie daje mu spać. Może i za tę dałby pół litra?
— Mam w dupie — mruknął jasny. — Nie chcę. I w ogóle mam dość.
— Twoja kolejka.
— Nie chcę. Odpieprzcie się.
Wstał, odchodził. Trząsł się cały idąc, jakby coś ciężkiego niósł na plecach.
— Dupek żołędny — mruknął Cwerg. Ten z papierosami nie mówił nic.
Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.