Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

Leżał potem obok niej, jakoś szczęśliwy, jakoś równocześnie nieszczęśliwy, bezradny zupełnie i ostatecznie. Nie zrobi nic, wiedział. Cokolwiek się stanie, nie zrobi nic; z tego powodu był nieszczęśliwy. Ale wiedział też, że to stało się poza jego władzą, poza obszarem, który był w jego zasięgu: o tyle był szczęśliwy. Leżał tak, myśląc, a potem, gdy już to wszystko pomyślał, przyszło mu do głowy pytanie, jak to się stało, że ON mógł tak pomyśleć. Że mógł uwolnić tę kobietę od wszelkiej winy na mocy czegoś, co nie tylko nie było prawem, ale nawet myślą dowiedzioną do końca, mdłym ledwie jej przeczuciem; i że on, jak ten ostatni, zaniechał wszystkiego, co z pełnym prawem mógł (a i powinien) uczynić: wywlec teraz tę kobietę z łóżka, skopać, wygnać z domu. Do reszty przetrącić tamtemu kulasowi kryki.
Wiedział, nie zrobi tego, nie będzie umiał i mógł, i przejmowała go zgroza i współczucie dla samego siebie. I nie mógł osądzić, czy jest poniżej, czy ponad swoje prawo — tak słaby, że nie może mu sprostać, czy też silny, że może je ominąć: i wiedział, że jest jedno i drugie: ale i tak nie umiał nic uczynić. Patrzył potem codziennie na nich, swoją kobietę i kulawego. I nie mógł. Chciał iść do spowiedzi, ale nie poszedł, wiedział, że potem też nie będzie mógł.

Podniósł się z łóżka, siadł przy stole nad talerzem z resztkami jadła.

Stoją sobie naprzeciw.
— Ty kurwo — mówi Heniek i śmieje się. Jego kumple śmieją się razem z nim.
Ten na krykach robi dwa kroki w przód.