Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

MILANZ wahaniem. O ile pani doktorowa nie będzie miała nic przeciwko temu...
JERZYCóż mogłaby mieć?
NOLAOstatkiem sił. Przeciwnie, bardzo proszę.
JERZYPowinien pan zaznajomić narzeczoną z jej przyszłym eskulapem... bo nasze lotnicze panie stają się powoli wszystkie mojemi pacjentkami, tak im życie uprzyjemniacie... A słyszałem, że śliczne dziewczątko...
MILANOstrożnie. No, brzydka nie jest, ale uroda to jeszcze nie wszystko... Ona jest tem rozbrajająca, że to jeszcze prawie dziecko...
JERZYA nie jest pan za młody, aby być szczęśliwym z taką pensjonarką?
MILANPanie doktorze! Nie jestem tak młody, jakim się wydaję. Już mnie życie zmęczyło.
JERZYJowialnie. To pan przy takiej nie odpocznie! Weźmie ona pana do galopu! Jabym dla pana osobiście wolał elektroterapję. Nie, to nie. Ale ja pana otoczę ścisłą opieką.
MILANZgadzam się, panie doktorze!
JERZYZałożywszy okulary i patrząc na Nolę. Nola, co to jest, jak ty wyglądasz, moje dziecko, przecież to chyba nie refleks od drzew. Sino-zielona! To ma jakiś związek z aurą. Jesteś kobieta-barometr.
NOLASłabym głosem. Czekam tylko jeszcze na wiadomości, a potem się położę. Cicho. Dlaczego mnie męczysz — przecież rozumiesz —
JERZYCicho. Nie wolno mi nic rozumieć. Teraz ty rozumiesz? Głośno. Tak, tak, kobieta barometr. Daj-no rękę. Trzymając ją za puls. Cóż za puls! Folie cardiaque! Moja droga, Twój muskuł sercowy nie jest w porządku. — Co to? Ktoś przyszedł?
W korytarzu słychać czyjeś wejście i głosy. Ktoś rozmawia ze służącą, informuje się, czy zastał państwa.