Słońce nagle oświetla pokój. Burza przeszła. W drzwiach staje Jastramb, salutując. Jest w mokrym kombinezonie z zamszu i płótna, w okularach na szyji, w haubie lotniczej, którą zaraz zdejmuje.
JERZY Ze szczerą radością. O jastrzębiu mowa, a jastrząb tu! No, chwała Panu Bogu! Więc jednego warjata już mamy, a gdzież drugi?
JASTRAMB Wesoły, pełen życia, witając się ze wszystkimi. Nie zdążyłem się przebrać, deszcz ze mnie spływa. Państwo wybaczą.
MILAN A co się stało z Brodźcem?
JASTRAMB Zdaje się, że mu silnik nawalił i lądował w dolinie Bystrego... Nadleciałem i widziałem go chodzącego koło rozbitej maszyny. Jednem słowem wszystko w porządku.
MILAN Oprócz maszyny!
JERZY No, cieszę się, że pan cały i Brodziec nie będzie potrzebował remontu. A ja już byłem niedobrej myśli!
MILAN Bardzo się cieszę! Ściskają sobie ręce.
JASTRAMB Dobrze, że cię tu widzę! Wysyłajcie pomoc, tylko nie koleją ale samochodem.
MILAN Trochę daleko...
JASTRAMB Nie będzie ponad sto drogą kołową... Idź zaraz, mój drogi i załatw... ja tu chwilę posiedzę i odpocznę, jeżeli państwo pozwolą...
MILAN Zrobione. Salutuje i odchodzi.
JASTRAMB Napiłbym się czego, jeśli mi dacie. Wody z sokiem, herbaty, kawy czarnej, wszystko jedno. No, pani doktorowa, ruszać się!