Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

JERZYOtóż to i odżywiać mi się intenzywnie!
Śmiech, pogoda. NOLA rusza się rzeczywiście, jakby w nią nowe życie wstąpiło. Cieszy się podawaniem herbaty, śmieje się teraz z byle czego.
JERZYPrawda! Przecież ty miałaś się położyć — wiesz co? Ja go zabiorę do kasyna. Tam już pułkownik pewnie czeka z tą pikietą.
NOLAŻywo. Nie! Jest mi znacznie lepiej — naprawdę.
JERZYBo i burza przeszła i słońce świeci! A mówiłem — kobieta-barometr! No i zbawienne działanie mojego proszku, co? Ale pan się musiał porządnie zmęczyć — proszę mi pokazać swój puls...
JASTRAMBUsuwając ręce. Mowy niema, doktorze, żadnych badań!
JERZYNo, jakże tam było?
JASTRAMBNad górami rzucało niemiłosiernie! Chmury dziś nisko i musieliśmy lecieć nad samą ziemią... Do tego stopnia rzucało, że parę razy silnik mi się zachłysnął i już myślałem, że będę musiał odnowić znajomość z pewną chudą panią... Zabiera się do podwieczorku, który stoi przed nim.
JERZYZ chudą panią?
JASTRAMBSkromnie, z pełnemi ustami. Moja dentystka. Chuda jest.
JERZYNo, żeby mi się pan naprawdę kiedy nie „grobnął!“ Stanowczo zabraniam!
JASTRAMBWesoło. E, panie doktorze, w lotnictwie musi być przecie od czasu do czasu jakiś wypadek, inaczej straconoby do nas zaufanie! I zmniejszonoby nam dodatek lotniczy!
JERZYProszę się jutro zameldować chorym i odpocząć, a teraz jeść i pić, zdjąć ten ciężki kombinezon — a co pan ma pod nim? Koszulę? Nic nie szkodzi. I proszę bawić mi grzecznie moją żonę. Macie gramofon, herbatę, muchy —