Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA 9: NOLA, NIEBOROWSKI.

NOLA chodzi po pokoju, z dłoniami splecionemi na oczach, wyciąga kilka fotografij z jakiejś skrytki i drze ją z uniesieniem. Zbiera szczątki i wrzuca je do kosza. Po chwili pukanie. Wchodzi wysoki podporucznik NIEBOROWSKI przystojny anioł.
NIEBOROWSKINieśmiało. Czy można na chwileczkę pani doktorowo?
NOLAZdziwiona. Ach, proszę — to pan?
NIEBOROWSKICałuje ją w rękę. Przepraszam najmocniej, nie przeszkadzam przypadkiem? Jako sąsiad, pozwoliłem sobie przyjść po dawnemu. Byłem wczoraj, nie zastałem... takbym pragnął chwilki rozmowy...
NOLAJeśli mam być szczera, to dzisiaj może raczej nie...
NIEBOROWSKISkładając ręce, błagalnie. Pani doktorowo, z kim się podzielę, komu powiem?... Pani jedna mnie zrozumie. Przepraszam, że narzucam się pani. Ja wiem, że jestem pani już niemiły i nie dziwię się temu, ale mam do pani takie zaufanie...
NOLARozczulona. Niech pan tak nie mówi. Nie przestałam panu dobrze życzyć.
NIEBOROWSKIPrzepraszam — ze wzruszenia nie wiem już co mówię... Pani jest tak wielkoduszna — — A ja jestem zwykły tuman, ale taki szczęśliwy tuman!
NOLAJaki pan rozpromieniony!
NIEBOROWSKIPotrząsając czubem. Pani doktorowo!... Pani jest tak niepodobna do innych kobiet! Inaczej nie miałbym tej śmiałości, aby przychodzić i czas zabierać — pani zrozumiała, że przyjaźń, że uwielbienie, a miłość, to dwie odmienne rzeczy. Że jeśli idzie o porównanie...
NOLADosyć. Ani komplementów, ani pociech mi nie trzeba! Niech pan mówi, z czem pan przyszedł.