południowej, są te niebezpieczne ziewa szeroko piękności. No, ale i taka musiałałaby mnie porządnie dręczyć, trzymać w szachu, nigdy mi wzajemności nie okazać. Inaczej — proszę ciebie — znów nudy.
JASTRAMB Westchnienie gniewne. Szkoda było, żeś się urodził. Smutny z ciebie ateusz.
KOBUZ Zaciekawiony. Ateusz? Uważasz, że miłość to religja? Ano trudno, nie mogę postawić sobie na ołtarzu pierwszej lepszej łatwej kobieciny i palić się przed nią jak paschał. Bo cóż — jeśli jej jeszcze nie zdobyłem, to nie mam na to czasu i śpieszę do celu — prawda? — a gdy już raz była moją, to mnie już niczem nie wzruszy i nie porwie. Moje własne dotknięcie starło z niej jak z motyla, cały ten tęczowy proszek... Przepraszam, co ci jest?
JASTRAMB Któremu muskuł twarzy drga. Mam nerwowe tiki, gdy słyszę głupstwa.
KOBUZ W rezultacie jestem sam i będę sam...
JASTRAMB Żal mi ciebie.
KOBUZ Ech, nudy, mój drogi. Nudy wszystko bez wyjątku!
JASTRAMB Uważaj, abyś ty się Panu Bogu nie znudził. Uważaj...
KOBUZ Dziwnie jesteś rozdrażniony. Jedź nad morze, mówię ci. Póki czas. Przepadniesz przy komisji.
JASTRAMB Z ironją. Dobrze. Już jadę.
Za drzwiami przed kasynem ukazują się: urocza panna LOTKA w lekkiej strojnej sukni i z wielkim letnim kapeluszem na wstążce w ręku, oraz NIEBOROWSKI. Nieborowski zrywa dla niej róże. Słychać szczebiot Lotki.
LOTKA A pan się nie boi ogrodnika? Niech się pan nie ukłuje...