Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

południowej, są te niebezpieczne ziewa szeroko piękności. No, ale i taka musiałałaby mnie porządnie dręczyć, trzymać w szachu, nigdy mi wzajemności nie okazać. Inaczej — proszę ciebie — znów nudy.
JASTRAMBWestchnienie gniewne. Szkoda było, żeś się urodził. Smutny z ciebie ateusz.
KOBUZZaciekawiony. Ateusz? Uważasz, że miłość to religja? Ano trudno, nie mogę postawić sobie na ołtarzu pierwszej lepszej łatwej kobieciny i palić się przed nią jak paschał. Bo cóż — jeśli jej jeszcze nie zdobyłem, to nie mam na to czasu i śpieszę do celu — prawda? — a gdy już raz była moją, to mnie już niczem nie wzruszy i nie porwie. Moje własne dotknięcie starło z niej jak z motyla, cały ten tęczowy proszek... Przepraszam, co ci jest?
JASTRAMBKtóremu muskuł twarzy drga. Mam nerwowe tiki, gdy słyszę głupstwa.
KOBUZW rezultacie jestem sam i będę sam...
JASTRAMBŻal mi ciebie.
KOBUZEch, nudy, mój drogi. Nudy wszystko bez wyjątku!
JASTRAMBUważaj, abyś ty się Panu Bogu nie znudził. Uważaj...
KOBUZDziwnie jesteś rozdrażniony. Jedź nad morze, mówię ci. Póki czas. Przepadniesz przy komisji.
JASTRAMBZ ironją. Dobrze. Już jadę.

SCENA 3: CIŻ, LOTKA, NIEBOROWSKI.

Za drzwiami przed kasynem ukazują się: urocza panna LOTKA w lekkiej strojnej sukni i z wielkim letnim kapeluszem na wstążce w ręku, oraz NIEBOROWSKI. Nieborowski zrywa dla niej róże. Słychać szczebiot Lotki.
LOTKAA pan się nie boi ogrodnika? Niech się pan nie ukłuje...