NIEBOROWSKI Dla pani mogę nawet krew przelać. Ale rozsądniej będzie pójść po nóż. Wchodząc do sali kasyna.
LOTKA Czarująco do Kobuza. Pan tutaj?
KOBUZ Pozwoli pani, że jej przedstawię naszego asa, pana kapitana Jastramba. Jastramb kłania się chłodno. Gdzież pani zostawiła Milana?
LOTKA Fyrtając się jak motyl. On zasiadł w „aureoplanie“ w jednej z tych dużych stodół o, tam i coś demonstruje Marysi, która wszystko chce wiedzieć o lotnictwie a ja się nudziłam. Więc pan Nieborowski zaproponował mi wyprawę po róże. Nieborowski wziął nóż i ścina róże. Przynosi bukiet. Dziękuję panu... Proszę przyjąć jedną. Do Kobuza. I pan też dostanie. Rozdaje róże.
BUFETOWY Zatrwożony serjo. Panienko! Proszę nie dawać kwiatów przed lotami panom porucznikom! Mamy taki przesąd, my lotnicy!
LOTKA O! Bufetowy jak słyszę, ma złe przeczucia — więc może dacie sobie dzisiaj spokój z tą jazdą?
KOBUZ Uśmiechając się szeroko. Z lotami?
LOTKA Tak. Ja się tak martwię o Andrzeja! Jeszcze „aureoplan“ spadnie.
KOBUZ Mówimy: samolot. A co do prośby łaskawej pani, to zmuszony jestem odmówić. My musimy latać, dla codziennego treningu a taka pogoda jak dziś rzadko się zdarza.
LOTKA A weźmiecie ze sobą przynajmniej spady?
KOBUZ J. w. Co, proszę pani?
LOTKA No, spady. Przecież gdy się zlatuje z góry, to do tego jest spad.
NIEBOROWSKI Uprzejmie. Pani myśli o spadochronie? To co innego. Spadochron to jest taki parasolik, który się otwiera, siup! i Grześ z parasolem leci nad polem. A spad, to samolot.
Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.