Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

KOBUZTo znaczy, że ten lotnik nie utracił jeszcze dziewictwa.
LOTKACo za wyrażenia! Ale się nie dziwię. Taki ponury! Jeśli zawsze jest taki, to każdego odstraszy!
JASTRAMBWalcząc ze śmiechem. Jakże pani prędko zjadła to jabłko. Szkoda. Może jeszcze jedno?
LOTKANieborowski staje przed nią służbiście z talerzem owoców. Lotka bierze i zajada jabłko. Dziękuję bardzo. A właśnie że zjem! Odwraca się do Kobuza z wypchanym policzkiem. Więc niech mi pan przyrzeknie, że nie będziecie za wysoko jechali?...
KOBUZNie, nie niziutko, dokoła noska pani. Tylko koła podwozia mogą się łatwo zaplątać we włosy...
LOTKANo, no! Ja jestem dzisiaj świeżo zaondulowana! Nie wolno! Zresztą ja wiem, że to wszystko żarty!
Radjo gra.
KOBUZTakie cudne włoski!
LOTKASłaby komplement! Ale i tak pierwszy, który słyszę na lotnisku!
KOBUZNa co pani słowa! Niech pani spojrzy, jakim wzrokiem patrzy na panią ten drapieżny żółtodziób. Wskazuje na Nieborowskiego.
LOTKATupiąc nóżką do Jastramba. Hum! A pan dlaczego taki zachmurzony? No, proszę się uśmiechnąć! Lotnik powinien być wesoły jak skowronek.
Kobuz robi minę skowronka.
JASTRAMBZ westchnieniem. Biedna dzieweczko... może jeszcze jabłuszko?
LOTKA E, chodźmy panie poruczniku. Co mi za przyjemność słuchać wzdychania. Tam Andrzejek przebrał się już pewnie w tę swoją jakąś kombinację. A nie zimno mu będzie w samej kombinacji?
KOBUZPani widok go rozgrzeje. Ułożę panią na leżaku