Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

blisko kasyna. Naokoło będą samoloty jeździć piechotą Poetycznie — jak duże białe ćmy o drżących skrzydełkach. Tylko proszę nie życzyć tam czasem Andrzejowi szczęśliwej drogi... I nie machać chusteczką.
LOTKADlaczego?
KOBUZUkrywając uśmiech. Mamy taki przesąd „My lotnicy“. Pije do bufetowego. No, cóż? A lotnisko podoba się pani?
LOTKAKapryśnie. Lotnisko bardzo — ale lotnicy nie dosyć grzeczni... Jedni żartują ze mnie a drudzy wzdychają nademną... Wskazuje Jastramba.
NIEBOROWSKIStojąc wciąż z talerzem przed Lotką, rycerski. A ja?
LOTKAA pan — to jest taki wąż, który kusi Ewę! Tem jabłkiem!
NIEBOROWSKIZawstydzony odchodzi, stawia talerz na bufecie. Gdzieżbym śmiał!
KOBUZCoraz weselszy. A jeśli to prawda, to ich za karę przeniesiemy do materjałówki, tam będą liczyli mundury i bryzgali atramentem w kancelarji...
LOTKATo przecież bezpieczniej. Może pan tam wsadzi Andrzeja, proszę bardzo.
KOBUZA pani tak się boi śmierci? My lotnicy W stronę bufetowego uważamy, że to osoba poczciwa z kościami... ha, ha, ha! z kościami!
LOTKAZ grymasem. Fe! Pan myśli o szkielecie! Nie lubię!
KOBUZWięc pani tak mało dba o karjerę narzeczonego?
BUFETOWYPrzepraszam, że się wtrącam, ale jest jeszcze bezpieczniejsze miejsce, proszę panienki: oficera żywnościowego.
KOBUZBo na tamtem stanowisku mogą gentlemana