Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

pchły pogryźć w magazynie, a tu conajwyżej sam pogryzie słoninę. To pan chciał powiedzieć? Śmieje się do łez.
BUFETOWYTak jest panie poruczniku!
LOTKASzczebioce. Ach, jak tu wesoło w tem kasynie!
KOBUZPrawda?
LOTKAPanie poruczniku, ale on nie poleci przez ocean? Ja nie pozwolę! Składa rączki.
KOBUZNie, ale do raju poleci na pełnym gazie! Za to ręczę!
LOTKANo to już chodźmy, chodźmy, inaczej jeszcze do raju z kim innym poleci.
KOBUZDobrze że go pani pilnuje! Ja ręczę za naszych drabów, że... są draby. Nie trzeba im dowierzać.
LOTKAOj! Prawda! Zostawiłam na lotnisku przyjaciółkę, jeszcze ją jaki „aureoplan“ przejedzie.
KOBUZA ta przyjaciółka z „auroplanu“ ładna?
LOTKATaka sobie! Ale bardzo dobra.
KOBUZNo, to jej się napewno nic nie stanie. Ciekawe, wie pani, ale każda brzydka kobietka ma jakiegoś tam anioła stróża, który ją broni od złej przygody.
LOTKAŚmieje się. A tak! Co do Marysi to już to nieraz zauważyłam. Do widzenia! Pan jest bardzo miły podaje rękę. Do widzenia podaje rękę poraz drugi, wzdycha. Narzeczony! podaje rękę poraz trzeci. Do widzenia panom! Panie Jasiu, chodźmy, chodźmy!
NIEBOROWSKIWyjdźmy tędy, to pani pokażę ogród po tamtej stronie i jeszcze piękniejsze róże.
Wychodzą przez bufet, Nieborowski wychodząc wykrzywia się do Kobuza, który się z niego śmieje.

SCENA 4: KOBUZ, JASTRAMB.

Jastramb nad gazetą.
KOBUZTrochę rozmarzony. Śmieszna dziewczyna. Ile to może mieć? Szesnaście? Osiemnaście... Bezcenna to rzecz taka