Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

młodość. Głupie to, jak but, ale świeże jak świt. Gdy skończy 25 lat, nie będzie miała już tego ziewa szeroko — czegoś. Ha, żeby to były takie kobiety, jak te czarodziejskie bułki-niedogryzki i flaszki — niedopijki: kobiety-niedolatki. Wiecznie siedemnastoletnie! Co? Ech, ale z tobą to już się nie można dogadać!
BUFETOWYWtrąca się z lubością. Bułki-niedogryzki? E, to jabym ładnie wyglądał, panie poruczniku.

SCENA 5: CIŻ i MILAN.

Wchodzi Milan.
KOBUZO, jest i Milan. A gdzie panna Marysia?
MILANMarysia jest groźna! Stawia tysiące pytań i nie słucha odpowiedzi. Kazałem sierżantowi Pustułce wygłupiać się za mnie i zwiałem! a gdzie moja narzeczona? Coście z nią zrobili? Wody z sokiem!
KOBUZWyszła dopiero co z Nieborowskim przez ogród.
JASTRAMBCóż to, pełno was tu, a nie słychać, aby kto latał? Przeszkadzacie tylko czytać.
KOBUZDo Milana. Ej ty, narzeczony! A pończoszkę jako fetysza dostałeś? Zapalają papierosy.
MILANNaturalnie! Cielistą pończoszkę jedwabną. Noszę ją tu, na głowie, podczas lotów. Przyda mi się teraz, bo świeży zapał do latania we mnie wstąpił!... Wogóle czuje się jak nowonarodzony. Naprawdę! Nie śmiejcie się! Jastramb — cóż tak surowo na mnie patrzysz?
JASTRAMBWcale nie. Nie śmieję się. Oto wszystko. Czyta dalej.
MILANCzłowiecze, ty się robisz ponury. Wiesz Wojtek, ja go nie poznaję. Skończże ty z tem nadąsaniem! Skoroś się nieszczęśliwie zakochał, to daj nam spokój, bo cośmy ci winni? A jeśli szczęśliwie, to nas zaproś na wieczór zaręczynowy, postaw szampana i ciesz się, jak ja się cieszę!