Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

wałeś zagranicą? Nie słyszałem o tem. Może za granicami zdrowego rozsądku, albo przyzwoitości, co?
MILANRozmaicie tam bywało!
JASTRAMBNo, a oczy miała piękne? Przypomnij sobie.
MILANKiedy ja widzę tylko oczęta Loteczki. Musiała tam mieć jakieś. Nie wiem. Może i piękne. Ale powtarzam ci — wszystko razem — nie dla mnie. Wiesz, ja nie lubię takich „kobiet-ludzi“. Musiało jej być trochę przykro — nie mogłem inaczej. Uprzejmie to nie było, trudno — ale zerwałem. Wróciłem do swoich upodobań... do słońca, do dziewczęcego śmiechu... Ach, niema to jak kochać taką pensjonareczkę, takiego psiakrew szkraba, kochanego, rozczulającego, niemądrego...
KOBUZNajzupełniej podzielam twoje zdanie! Nawet naiwne słowa w ustach pięknej dziewczynki dorastają do wartości głębokiej sentencji. Kwiatom i kobietom mózgu nie potrzeba.
BUFETOWYZnowu dodaje swoje 3 grosze, na baczność stojąc. Tak jest panie poruczniku!
MILANKobieta powinna być ograniczona do obrębu ramion męskich.
BUFETOWYRozkaz! panie poruczniku!
JASTRAMBWięc to ci wystarcza?
MILANSzaleję, poprostu szaleje! Choć sam wiem, że jest to maleńkie zero, jednak ja to zero ubóstwiam, jako pozycję w nieskończoności, jako najbardziej tajemniczą cyfrę w boskiej matematyce... Co mi tam cudza indywidualność... Dość mi własnej... Chodzi mi o to, jak na mnie ktoś działa, jakie mi daje przeżycia... Taka kobieta to nieustanna zabawa, ja tego nie rozumiem, ja to oglądam, ja się tem nacieszyć nie mogę!
JASTRAMBŻałuję cię, Andrzeju...
MILANNa progu. Co ci się dzieje. Nie rozumiem. Mów prędzej, bo się spieszę.