JASTRAMB Smętny, do Herruba. Podziałałeś jak oliwa na fale... Werset o zachodzącem słońcu przekonał go...
HERRUB A ciebie nie?
JASTRAMB Nie jestem takim poetą...
NOLA Z żalem. To prawda! Szkoda!
HERRUB Prowadzi Jastramba do okna i pokazuje Nieborowskiego. Patrz, odchodzi, jak skrzywdzone dziecko! No, co, nie żal ci?
Jastramb odwraca głowę.
NOLA Do Herruba. Panie Gabrjelu, niech go pan dogoni... Herrub wybiega.
NOLA Wychylając się za okno, woła. Panie Jasiu! Panie poruczniku!
JASTRAMB Chwytając ją za rękę. Dosyć, dosyć, cicho!
NOLA Z miłością i goryczą. Próbujesz być zły... ale za wiele cię to kosztuje... O własne szpony kaleczysz się, mój jastrzębiu...
JASTRAMB Daj mi spokój...
Wracają HERRUB i NIEBOROWSKI. Nieborowski staje oko w oko z Jastrambem. Pauza. Patrzę na siebie. Wreszcie Jastramb wyciąga ręce do Nieborowskiego. Obejmuje go i uderza po ramieniu w formie serdecznego uspokojenia. Oblewa ich jakby krwią gorącą blask zachodzącego słońca.
NIEBOROWSKI Z uniesieniem. Wiedziałem. Zawsze wiedziałem, że pan jest najlepszy z ludzi!
JASTRAMB Bardzo wzruszony, ściskając go. Żegnaj mi,