Nieboraczku. Trzymać się proszę ciepło. Nie wpadać w morze, unikać pilotów-warjatów. Cofam wszystko, co mówiłem o pani Wandzie.
NIEBOROWSKI J. w. Ach, co tam pani Wanda! Dla pana mam stokroć większy kult!
JASTRAMB Gładząc go po ramieniu, nieco drżącym głosem. Jest młoda, piękna, wogóle... pierwszorzędna... A czasem rozumiesz, zbierze się coś w człowieku ...i niema rady... piękna pani Wanda — piękna...
NIEBOROWSKI Patrząc mu w oczy. E, panie kapitanie, mnie tylko lotnictwo prawdziwie obchodzi! Pan kapitan nie wie, jak go zawsze podziwiałem! Życzę panu światowej sławy, na którą pan zasłużył. A jeśli pana czemkolwiek kiedy — mimowoli — obraziłem, to proszę mi wybaczyć. Głos mu się łamie.
JASTRAMB Dobrze. Postaram się. Ze łzami prawie. No, no! Nieboraczku! nie rozczulajmy się zbytnio.
NIEBOROWSKI Żegnam was. Cześć. Salutuje długo od drzwi, patrząc na Jastramba.
Dzwonek telefonu. NOLA podbiega, chwyta słuchawkę, mówi w nerwowem podnieceniu, oddając Herrubowi słuchawkę.
NOLA Szpital wojskowy. Panie Gabrjelu, proszę za mnie odebrać — ja nie mogę — mam złe przeczucie...
HERRUB Bierze słuchawkę telefonu — głosem bezbarwnym. Hallo. Słucham. Tu kapitan Herrub. Tak. Tak. Zakomunikuję. Odkłada słuchawkę zwolna, patrzy na Nolę i Jastramba.
NOLA Z nagłą trwogą. Co? co się stało? co?
JASTRAMB Ze strachem. Jakie wiadomości?
HERRUB Zwolna. Są wiadomości takie, jakie cię powinny ucieszyć... Jastramb mając nieczyste sumienie, przeraża się, tembardziej, że i Nola jest blada i przerażona.