JASTRAMB Marszcząc brwi. Jakie mnie powinny ucieszyć — jakto?
NOLA Z trwogą. Milan i Kobuz!... Herrub milczy, bez ruchu stojąc.
JASTRAMB Zająkliwie, pomięszany. Co ty mówisz?... Przecież wczoraj... jeszcze... doktór Odbiecki zaręczał — gdzie doktór — czemu pozwala im umierać! Doktorze! Doktorze! Biegnie w stronę pokoju doktora. Doktorze! Znika na sekundę — przez ten czas Herrub przyskakuje do Noli.
HERRUB Teraz ma pani dowód! Oni żyją, mają się lepiej a pani będzie nareszcie szczęśliwa — —
Jastramb wraca z pokoju lekarza, Nola śledzi jego twarz.
JASTRAMB Trzymając się za głowę, pochylony. Niema go... no to ja już pójdę!
HERRUB Dokąd?
JASTRAMB Złamany, patrząc na boki. Nie wiem — wszystko jedno — mam ochotę na jakieś ryzyko. Pies jestem podły... Chce wyjść, ale Nola go zatrzymuje i walczy z nim w drzwiach. Puść mnie... Muszę iść. Puść, kochana...
NOLA W krzyku tryumfu. Nie, nie, nie pójdziesz! Zagradza mu sobą drzwi.
JASTRAMB Słabnie, opiera głowę i ręce o futrynę drzwi — płacze — Nola odsłania mu twarz przemocą, krzyczy.
NOLA Łzy!... Łzy!... Nie zaprzeczaj! Widzę!... moje łzy, moje najdroższe klejnoty!
JASTRAMB Dajcie mi spokój... naprawdę coś się ze mną głupiego dzieje... chcę być sam... zostaw mnie.
NOLA Gorąco. O, nie! Nie puszczę cię teraz! Teraz jesteś mój!
JASTRAMB Złamany. Ach, po djabła całe to życie... i po diabła to serce. Zwiesza głowę.
HERRUB Zaczerpnąwszy oddechu. Poczekaj, uspokój się — nie rozumiem o co ci wogóle chodzi? Oni żyją i są uratowani!
Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.