Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

JERZYBardzo nerwowo. Co? — rozwód! Panie kapitanie, nie mówmy nawet o tem! Lotnik nie powinien się wiązać. Ja panu coś powiem: platoniczna miłość, oto rozwiązanie całej sprawy. Dla niej zresztą, to najodpowiedniejsza forma... moja żona to mulier frigida! Ona bluffuje tylko, ech, no niema o czem mówić! Jakiś uraz w dzieciństwie wywołał u niej absolutną oziębłość... Ale lubi pozować na Aspazję — o lubi! Takie to zawsze tak...
JASTRAMBSurowo. Panie doktorze, na moją krótką prośbę żądam krótkiej i rzeczowej odpowiedzi.
JERZYZgnębiony do Noli. Nola! A cóż ty na to? Czy to prawda, że chcesz mnie porzucić? Dlaczego? Co ja ci zawiniłem?
NOLADo Jastramba. Tego się najwięcej bałam! Do męża. Przebacz mi, byłeś taki dobry... ale ja go kocham...
JERZYPatrzy na jedno, na drugie, walczy z własnem sumieniem. Pauza. Ojejej... ten zły na mnie, zdenerwowany, ta bliska płaczu. Poczekajcie, co tu robić... chciałbym wam iść na rękę... Widzisz dziecino, jest taka historja... Jeśli rozwód, no to i ja czy chcę czy nie chcę, jako rozwiedziony i wolny muszę się żenić... a to będzie ciężko, bardzo ciężko... a jak się wykręcić? Co? — ha? Pan, kapitanie, jako honorowy człowiek, rozumie, co? Wzdycha gorzko. Ale ja się już poświęcę, swoim zwyczajem!
NOLAKtóra skamieniała ze zdumienia. Musiałbyś się żenić? Ty? Z kim?...
JERZYZ wisielczym humorem. Jakto z kim? — Z moją rozkoszną przyjaciółeczką!
NOLACofa się. Z jaką znowu przyjaciółką?
JERZYJakto z jaką? Bardzo miłą... tylko mi się bestyjka już trochę przejadła! Pomyśl: 5 lat!
NOLAZdumiona bez żalu. No niemożliwe... od tak dawna?...