Ta strona została uwierzytelniona.
błysnął upiór posępny, beznosy.
wielkooki i o chciwej gębie,
w wieńcu ramion:
ohydny oktopus.
Stu mackami, które ssą i ranią,
chciał dosięgnąć nietykalny seans,
blisko łyse podsuwając czoło.
Tak przeraził i wzburzył ocean,
łamiąc w złości
swoje osiem ramion,
że anioły zerwać chciały koło.
Ale wówczas,
ciężkie od świecideł,
nadpłynęły kolorowe zjawy,
jak melodją pędzone korwety...
Rozsypały ziarno perłopławy,
widząc morskich róż i wężowideł
falujące,
namiętne balety...
Anioł mocniej zasypiał i marzył,
tworząc wstęgi, bukiety i dzwony,
piły, młoty,
i żyjące tarcze.
Wśród aniołów zbladłych, pochylonych,
drżały śmiechy najcudniejszych zdarzeń
i grymasy chorowite i starcze...