jeden dowód więcej, jak dalece sięga zdziczenie polityczne, które ima się nawet takich oto sposobów i nawet w grobach nie daje ludziom spokoju, bluzgając błotem na ich czcigodne nazwiska! Jeśli uprzytomnimy sobie ból, jaki to podłe oszczerstwo sprawiło krewnym i przyjaciołom nieboszczyka, to nie możemy wstrzymać się od protestu wobec ogółu publiczności, która powinna niecnemu oszczercy należycie za to oszczerstwo zapłacić.
Najlepiej jednak zostawmy go na pastwę wyrzutów sumienia!“ —
Artykuł ten odebrał mi sen na całą noc, aczkolwiek z ręką na sercu mogę przysiąc, iż nie tylko że żadnego dziadka pana Blanka nie spotwarzyłem nigdy, ale wogóle nigdy go w życiu nie widziałem!
(Nawiasem mówiąc, dziennik ów odtąd stale nazywał mnie „Mark Twain, oszczerca trupów“). —
Następny artykuł, który przykuł do siebie moją uwagę, brzmiał:
„Mark Twain, który miał wczoraj na wiecu „niezależnych“ wygłosić mowę — nie przybył wcale. Telegram jego lekarza doniósł, że Twain został przejechany, przyczem złamał nogę w dwóch miejscach. Pacjent cierpi okropnie (i t. d. cały szereg bredni.)
„Niezależni wzięli to za dobrą monetę, a teraz udają, iż nie wiedzą nic o właściwej przyczynie nieprzybycia na wiec tego oszusta. A przecież je-