Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Znalazłem książkę, za cenę rozbitej wargi i kilkunastu drobiazgów, które zrzuciłem w ciemności. Małżonka moja zamknęła się w alkowie wraz ze swą świecą i dała mi spokój na kilkanaście minut. Następnie znowu zawołała:
— Mortimerze, a to co?
— Nic. Poprostu... Kot
— Kot? O, biada nam! Złap go czemprędzej i schowaj do umywalni! Prędzej, mój drogi, prędzej! Koty mają w sobie elektryczność! Jestem pewna, że włosy mi posiwiały w ciągu tej nocy.
I znowu usłyszałem głuche szlochanie. — Gdyby ni to — to za nic w świecie nie poważyłbym się na takie ryzykowne przedsięwzięcie w ciemności.
Nie zwlekając, rzuciłem się w pogoń za kotem, przez krzesła i wszelkiego rodzaju przeszkody, zaopatrzone w dodatku w ostre kanty. Ostatecznie udało mi się schwycić i wepchnąć kota do komody, zdobycz ta kosztowała mnie dużo, gdyż mebli w tej gonitwie połamałem co najmniej za czterysta dolarów, a i nogi moje dość ucierpiały. Wkrótce z zamkniętej alkowy doleciały mnie głuche słowa:
— W książce tej, Mortimerze, powiedziane, że najlepiej stanąć na stole w pośrodku pokoju. Nogi stołu winny być izolowane zapomocą złego przewodnika elektryczności. To znaczy, żeś powinien wstawić nogi w szklane banieczki... (Fet... krach!... bum!... bum!... trrrach!...!) Oj, oj, oj! Słyszałeś, jaki piorun? Mortimerze, śpiesz się, dopóki jeszcze piorun nie uderzył w ciebie!
Znalazłem tedy i szczęśliwie doniosłem szklanki,