Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

kosztem jego ubawić, aby choć w ten sposób wynagrodzić sobie konieczność przebywania doprawdy w niezbyt przyjemnem towarzystwie... Ja również wybrałem to ostatnie, a jeżeli moje na tem polu eksperymenty przydadzą się komu, będzie to dla mnie jedynie przyjemnością.
Przewodnicy genueńscy z wielką chęcią ofiarują się oprowadzać turystów amerykańskich, ponieważ ci ostatni pełni są jak największej czci oraz podziwu dla najmniejszej chociażby relikwji po Krzysztofie Kolumbie. To też nasz cicerone, dowiedziawszy się, kto jesteśmy, — nie posiadał się wprost z radości, skacząc koło nas z tego powodu z taką gutaperkową elastycznością, iż można było mniemać, że zjadł materac sprężynowy. Był w jak najlepszym nastroju, pełen werwy, a gorejąc z oczekiwania, co chwilę nas poganiał.
— Za mną, gentlemani! Za mną!... Teraz ujrzycie, gentlemani, listy samego Krzysztofa Kolumba, pisane przez niego, pisane jego własną ręką! Za mną, gentlemani!...
Wprowadził nas do Ratusza. Zgrzytnęło, licho wie, ile kluczy i otwarto, licho wie, ile zamków, zanim ujrzeliśmy nareszcie rozpostarte przed nami listy Kolumba. W tej chwili oczy cicerona miotały błyskawice nieopisanej radości... Krążąc jak kot koło nas w ustawicznych podskokach, dotykał palcami pergaminu i darł się: — A co, nie powiedziałem? Gentlemani! Czym może skłamał? Patrzcie: listy Krzysztofa Kolumba!! Przez niego samego pisane!...