— No, ale to nic ważnego! Cóż mi z pieca przy takim upale? Ale ja wiem, kto cisnął petardę, wiem! Dostanie się on jeszcze w moje ręce. A teraz przypatrz się pan, jak się pisze artykuły.
To mówiąc, podał mi mój rękopis.
Spojrzałem. Skrypt był pomazany, poskrobany, pogryzmolony — jak nieboskie stworzenie — i wątpię, czyby go rodzona matka poznała, gdyby wogóle miał matkę rodzoną.
Oto jak przedstawiał się mój rękopis:
„Nałogowi szubrawcy i łgarze z tygodnika „Trzęsienie Ziemi“ znów zamierzają obrzucić jadem swych plugawych oszczerstw grono uczciwych i dostojnych postaci; obecnie przedmiotem ich wstrętnych insynuacyj stało się jedno z najświetniejszych przedsiębiorstw w czasach ostatnich — a mianowicie kolej żelazna w Ballyhack. W ich zwyrodniałych mózgownicach zrodził się pomysł, iż kolej ta ominie osadę Barrardville. Doprawdy, lepiejby się utopili w kałuży własnego kłamstwa, zanimby się od nas mieli doczekać lania, które im się prawdziwie należy.
„Kretyn z „Pioruna“ i „Echa Wolności“ znów się ukazał w naszem mieście, stanął, osioł, u Van Burensa.
„Prosimy o zwrócenie uwagi na to, iż łotr z „Wycia Porannego“ z właściwą sobie perfidją podał w swej szmacie, że Werter nie został wybrany! Nie bacząc na to, że apostolstwem dzienni-