Strona:Mark Twain - Król i osioł oraz inne humoreski.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

Przenieśliśmy tedy łóżeczko Klarci i łóżko niani zpowrotem do pokoju dziecinnego, dla nas zaś ustawiliśmy łóżko w pokoju sąsiednim.
Wszakże wnet potem zauważyła moja żona:
— A jeśli nasz mały zarazi się od Klarci?
Myśl ta na nowo przejęła ją trwogą, wobec czego wspólnemi siłami staraliśmy się w gorączkowym pośpiechu usunąć łóżeczko Klarci z pokoju dziecinnego, przyczem moja żona prawie że poszarpała ten sprzęt w kawałki — tak dalece dziki strach nią miotał!
Przenieśliśmy się nadół. Ale tam znów nie starczyło już miejsca na łóżko niani, a ponieważ żona moja twierdziła, że doświadczenie starej ma dla niej wartość nieocenioną, tedy powróciliśmy z całym bagażem do naszej sypialni, gdzie poczuliśmy się jak ptaki miotane burzą, które nareszcie przedostały się do własnego gniazda.
Teraz żona udała się do pokoju dziecinnego, by sprawdzić, czy wszystko jest tam w porządku. Wkrótce powróciła z nowem zmartwieniem.
— Jakie to dziwne, że mały tak mocno śpi?
— Ależ najdroższa, alboż nie sypia on zawsze twardo jak suseł?
— Wiem to. Tylko że teraz w jego śnie jest coś niezwykłego! Tak jakoś dziwnie oddycha — tak jakoś — miarowo! Och, jakież to straszne!
— Droga moja, przecież on zawsze oddycha miarowo.
— Wiem to. Jednakże w tem jest coś strasznego! Mamka jest nadto młoda, niedoświadczona,